poniedziałek, 27 października 2014

Gillian Flynn – Mroczny zakątek



****
Tytuł oryginału: Dark Places
Tłumaczenie: Mateusz Borowski
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2014****









Na początku mojej recenzji napiszę tylko, że nie czytałam żadnych innych opinii o książce, aby nie sugerować się i nie zakłócać moich doznań i przemyśleń. Jedyne, co zrobiłam (a robię tak zawsze), to przeczytałam streszczenie na tylnej stronie okładki, gdzie czytamy, że:

„Libby Day była małą dziewczynką, gdy zamordowano jej matkę i dwie starsze siostry. To jej zeznania doprowadziły do skazania jej piętnastoletniego brata Bena na dożywocie.

Dziś, po dwudziestu pięciu latach, Ben nadal siedzi w więzieniu, a Libby desperacko potrzebuje pieniędzy. Kiedy więc członkowie Klubu Zbrodni, stowarzyszenia, które fascynuje się tajemniczymi zabójstwami uznają, że Ben został niesłusznie skazany i proponują jej pieniądze w zamian za pomoc w jego uwolnieniu, Libby nie może się nie zgodzić. Musi poradzić sobie z demonami przeszłości, ocenić, co naprawdę pamięta z tamtej nocy, a co wmówiono jej w trakcie śledztwa i wreszcie poznać prawdę o swojej rodzinie. Czy brutalnego morderstwa dopuścił się brat, posądzany o satanizm? Czy śledczy popełnili błąd?”

            Książka podzielona jest na rozdziały, ale nie jakieś tam. Równo i systematycznie przeplatają się rozdziały z „Libby Day. Dziś”, czyli to wszystko, o czym mówi i co robi dzisiejsza 31-letnia Libby. Oraz rozdziały z 2 stycznia 1985 roku, opatrzone dokładną godziną. Tu omawiane są wypadki tego tragicznego dnia, dnia morderstwa, widziane oczami Patty, matki Libby oraz widziane oczami Bena, jej brata. Jedyny rozdział z 3 stycznia, opowiedziany jest przez Calvina Diehla.

Niech nie zmyli Was cytat z okładki „New York Limes Book Review”, że to „thriller, po którym będziesz mieć nerwy w strzępach”. No niestety, nie miałam, a bardzo na to liczyłam. No cóż. Dla mnie to nie thriller, ale historia okropnej tragedii rodzinnej. Pewnie byłaby bardziej wstrząsająca, gdyby nie zbyt nudna, jak na ten gatunek, narracja. Bo w sumie to nic ciekawego się tam nie dzieje, ot, patologiczna rodzina, która nie radzi sobie finansowo, emocjonalnie.

            Nie powiem, że książka nie wciąga, bo człowiek chce się dowiedzieć kto i dlaczego dokonał tej masakrycznej zbrodni. Jednak podczas czytania nie miałam gęsiej skórki, nie mroziło mi krwi w żyłach, nie zapierało tchu. Może w dzisiejszych czasach, gdy w TV słyszymy wciąż o takich rzeczach, nie robi już na nas to takiego wrażenia. Powiem tak, czytałam książki, które nie miały opisu thriller, a dawały czytelnikowi takiego emocjonalnego kopa, że…


Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Kansas
      Jak wspomniałam, dla mnie to powieść o patologicznej rodzinie. Cała historia rozgrywa się gdzieś w środku Ameryki, w stanie Kansas, gdzie mieści się zadłużone rodzinne ranczo.
Ojciec pijak, nierób, taki typowy rodzinny pasożyt, który myśli o sobie, jakim to nie jest ogierem i cwaniakiem. A w sumie jest słaby i nijaki. Mocny w gębie przy słabszych od niego, co wybitnie odczuwa żona i syn Ben.  Ani z niego dobry mąż, ani ojciec.

            Patty, matka, zagubiona, przerażona, lękająca się życia kobieta, obarczona czwórką dzieci, którym nie umie zapewnić ciepłego, bezpiecznego domu. Jej codzienna poranna modlitwa brzmi mniej więcej tak: „Dziś nie będę krzyczała ani płakała. Nie skulę się w sobie, jakbym czekała na cios, który mnie powali. Dziś będę się cieszyć.”   Zrozumiałabym ją, gdy to była jednorazowa modlitwa po ciężkim dniu, ale codzienna?! To świadczy tylko o tym, jak słabą istotą była. „Z  Patty został już tylko cień człowieka, zrobiła się chwiejna, słaba, szybko nabierała optymizmu, ale jeszcze szybciej traciła pewność siebie. (…) W ciągu ostatnich lat do cna zużyła swoją energię.”

            Ben, jedyny chłopak w rodzinie, najstarszy z rodzeństwa, ale trochę zagubiony. Pragnący, aby choć przez chwilę ojciec ujrzał w nim syna-mężczyznę, okazał mu zrozumienie, poświęcił swój czas. Wychowywany wśród sióstr, poszukuje własnego miejsca, swojej tożsamości. Wydaje się, że Ben „urodził się, by żyć samotnie.” To typ odludka. Pragnie akceptacji rówieśników, niestety jest przez nich wyśmiewany. Jako 15-latek podejmuje decyzję, która zaważy na całym jego dorosłym życiu. Wtedy, jak i później, będzie uważał, że to była chyba jego jedyna, dojrzała i dorosła decyzja w życiu.

            Libby, och Libby. Jaką mogła się stać kobietą, gdy w wieku 7 lat, na jej oczach rozegrała się taka tragedia, gdy przeżyła tak wielką traumę. Wspomnienia tamtych dni są dla niej zbyt bolesne. Wypiera się ich, odsuwa w głąb swojej świadomości. „Nie mogę zbyt długo wspominać tamtych czasów. Oznakowałam te wspomnienia niczym szczególnie niebezpieczny teren. Mroczny zakątek.”   To normalny odruch obronny, zwany w psychologii „wyparciem”. Ten mechanizm obronny pozwala jej w miarę możliwości normalnie funkcjonować, żyć. Jest niestabilna emocjonalnie, kleptomanka, z coraz większym poczuciem winy, że przez nią jej brat siedzi w więzieniu. Sama Libby nie zdaje sobie jednak sprawy, ile w niej drzemie odwagi i sił, aby dokonać czegoś niemożliwego, bo to tylko dzięki jej determinacji wyjaśnia się zagadka sprzed lat.
Źródło: http://www.kansashistory.us/ksstateorg.html

Ogólna punktacja dla tej książki,  w mojej ocenie, to 6 na 10 punktów. No cóż, zbyt leniwa i nudnawa narracja, jak na thriller. Zbyt mało „mocnych” akcentów. Za to pięknie ukazane portrety psychologiczne postaci.

Przeczytać warto, ale nie oczekujcie mrowienia i dreszczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za komentarz